Pierwszą najważniejszą informacją jest to, że opieram to tylko na własnym przykładzie.
Każda kobieta może przejść inaczej jednakże zauważyłam różnice między poronieniem w 5, 6 a w 9 tygodniu. Pokrywało się to mniej więcej z rozmowami z koleżankami. Tak...problem jest często spotykany tylko o tym nie rozmawiamy. Co rozumiem doskonale bo jak rozmawiać o takich ciężkich sprawach, kto tego nie przeszedł? Jak wytłumaczyć to osobie, której udało się urodzić dzieciątko za pierwszym razem i narzeka na swoje dziecko, że jest nad aktywne, niegrzeczne, nie śpi? Dla nas kobiet, które wielokrotnie poroniły jest to...dość nierealne. Jak może ktoś skarżyć się, że dziecko ich męczy a niektórzy parę razy tracą, to o co walczą. My kobiety po poronieniach za każdym razem tak bardzo boimy się chodzić do łazienki bo nie chcemy zobaczyć krwi na majtkach. Nam w tym krótkim czasie ciąży również pojawia się zadanie MAMA. Zrobić wszystko, by zabezpieczyć nowe życie. Tak. Uważam, że byłam mamą bo przestałam kompletnie patrzeć na siebie a skupiałam się tylko na nowym życiu. Patrząc na środowisko i również na mnie - rozmawiam już tylko z tymi osobami, które mają te same problemy. Nie czujesz wściekłości i zyskujesz jeszcze większą chęć walki.
Moje 3 ciąże skończyły się w 5 i 6 tygodniu ciąży. Z perspektywy czasu uważam, że były to biochemiczne. Zajść mogę a zagnieździć i utrzymać - nie. W zasadzie w tak wczesnym etapie jest po prostu krwawienie, inne niż miesiączkowe. Ciemniejsze, skrzepowe, odpuszczają Ci objawy ciąży na przykład; piesi nie mają obrzęku, nie czujesz ćmienia brzucha. Trzeba się przygotować, że krwawisz dłużej niż w przypadku typowej miesiączki. U mnie zawsze trwało około 7 dni (typowa miesiączka 5 dni). Często pierwszym symptomem są małe brązowe plamienia - z perspektywy czasu wiem, że od razu trzeba się udać do lekarza! Drugim symptomem - zaczynają zanikać objawy ciąży np. puchnięcie. Jestem jedną z tych szczęściar, które po ponad miesiącu dostają już miesiączkę. Często ta sprawa potrafi się rozregulować.
Poronienie w 9 tygodniu. Nie zapomnę tych trzech dni. Zaczęłam plamić starą krwią. Spanikowałam dość mocno i od razu pojechałam do lekarza. Wszystko było na miejscu, jest zarodek, krwawienie nie pochodzi od dzieciątka. Ulga. Podobno kobietom zdarza się krwawić na przykład z powodu krwiaka. Uspokoił mnie, przepisał więcej luteiny i mam się kłaść do łóżka, chodzić tylko do łazienki. Wtedy przyznałam się mamie, że jestem w ciąży i bardzo się boję. Kazałam jej przyjechać do mnie 150 km, bo jako jedyna wie i czuje co jest mi potrzebne. Wiecie...konkretne podpaski, trochę zapas jedzenia...po raz pierwszy poprosiłam o pomoc. Mama nocowała, na drugi lub trzeci dzień dostawałam od rana powoli bóle. Już wiedziałam co się święci. Mama mnie zawiozła do lekarza i wiedziałam już, że czeka mnie poronienie patrząc na minę lekarza. Jedziemy do domu po wizycie i kazałam mamie przyspieszyć bo czułam, że to się już bardzo zbliża, coraz większe bóle. Weszłam do mieszkania i wygoniłam mamę do domu bo nie chciałam, by widziała moje poronienie. Ból już miałam jak bóle okresowe razy 10. Miałam parcia, które nie mogłam powstrzymać. Musiałam przeć. Poszłam do łazienki i byłam tam z ponad pół godziny trzymając się rury cieplnej. Zaczęłam mieć zawroty głowy, chęć wymiotowania, drgawki z zimna i parłam...z 15 minut...aż poczułam, jak mnie opuszcza...czułam tę drogę wyjścia. Jak poroniłam, zaczęły mi słabnąć te powyższe objawy. Wiedziałam, że jestem po. Trzęsłam się z zimna, ze strachu i z ogromnego bólu wewnętrznego. Z drgawkami i z 5 podpaskami poszłam do łóżka spać. To było pierwsze, co zrobiłam. Byłam tak zmęczona jakbym przebiegła pół maraton. Jak teraz o tym myślę, to wydaje mi się to niesamowite bo przeżyłam mikro poród. Moja koleżanka poroniła w 8 tygodniu i nie miała takich doświadczeń jak ja - tydzień różnicy. Wracając do tematu. Mój partner był w pracy. Chciał rzucić wszystko i przyjechać ale zakazałam. Jesteśmy dorośli, przeżyliśmy coś bardzo ciężkiego ale trzeba iść dalej, trzeba pracować, zwłaszcza, że musicie wiedzieć, że tyle poronień = mnóstwo wizyt, badań = duuużo pieniędzy...a ja miałam przestać pracować. Dorosłość. Wrócił najszybciej jak mógł, z kwiatami, jedzeniem i leżeliśmy cały wieczór. Leżąc, płacząc i paląc. Tak...ten dzień był wyjątkowy. Mimo, że stało się coś bardzo złego to wiedziałam, że mogę z nim przetrwać takie ciężkie chwile.
Wiecie, to są takie chwile, które potwierdzają czy przejdziecie razem ciężkie chwile w życiu. Nie ukrywam, że bardzo ciężko jest się uporać z tym, że chcecie świadomie dziecko bo czujecie, że to dobra chwila i parę razy zostanie Wam to odebrane. Ale walczymy, wiemy coraz więcej. Ważne jest, żeby się badać, by to się nie powtórzyło. Życzę Wam powodzenia i sobie. Do walki!
/chcebycmami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz